Święty Wojciech Patron nie tylko Polski
Tymoteusz Zych
Mnich i biskup. Przyjaciel cesarza i królów. Skromny pielgrzym i misjonarz. Męczennik Kościoła. Św. Wojciech Sławnikowic. Obok Matki Bożej Królowej Polski, św. Stanisława i św. Andrzeja Boboli jeden z głównych patronów naszego kraju. Choć nie był Polakiem, to jemu Polska zawdzięcza powstanie organizacji kościelnej.
Przyszły biskup Pragi przyszedł na świat jako szósty z siedmiu synów czeskiego możnowładcy Sławnika. Urodziny miały miejsce ok. 956 r. Rodzice nadali dziecku imię Vojtiech, co znaczy pociecha, radość wojowników. Zostało więc przeznaczone na żołnierza. Średniowieczne żywoty biskupa (zachowały się aż trzy) podają, że niemowlę ciężko zachorowało. By przebłagać Boga, rodzice obiecali, że syn zostanie duchownym. Wtedy wyzdrowiał.
Gdy skończył 16 lat, został wysłany na naukę do Magdeburga w Niemczech, gdzie właśnie stworzono archidiecezję z abp. Adalbertem. Miasto słynęło ze szkoły katedralnej, prowadzonej przez benedyktyna Otryka. W niej Święty zdobył wykształcenie. Podobno był uczniem zdolnym, ale niezbyt pilnym i często opuszczał lekcje. Podczas pobytu w szkole jego najważniejszym przewodnikiem duchowym i wzorem do naśladowania pozostawał Arcybiskup - znany z gorliwości w nawracaniu i ascetyzmu. Te cechy przejął od niego późniejszy święty. Z szacunku dla niego w czasie bierzmowania wybrał imię Adalbertus. Pod nim jest czczony w krajach zachodnich, chociaż nie ma ono żadnego związku znaczeniowego ze słowiańskim „Wojciech”.
Do domu wrócił w 981 r., kiedy umarli zarówno arcybiskup Magdeburga, jak i jego rodzony ojciec. Niedługo po nich, w styczniu następnego roku, odszedł do wieczności pierwszy biskup diecezji praskiej, Dmytryk. Wojciech był już wtedy kapłanem i na zjeździe magnaterii czeskiej w Levym Hradcu został wybrany na następcę zmarłego. W pracy duszpasterskiej cechowały go pokora i wytrwałość w dążeniu do celu. Jak podaje jeden z żywotów, zamiast organizować huczną inaugurację swojego urzędowania, objął godność biskupią boso. W 988 r. Wojciech musiał uchodzić z Czech. Udał się do Rzymu, gdzie został serdecznie przyjęty przez papieża Jana XV. Zamieszkał w klasztorze Benedyktynów na Awentynie.
Był rok 995. Przyszły święty poprosił papieża o zgodę na wyprawę misyjną. Po jej uzyskaniu pojechał do Moguncji, gdzie przebywał właśnie młody cesarz Otton III. Monarcha był pod wielkim wrażeniem duchowej siły kapłana. Został jego przyjacielem i duchowym uczniem. Z Moguncji Biskup skierował się na pielgrzymkę do grobów świętych patronów Francji - Marcina w Tours, Benedykta we Fleury i Dionizego w St. Denis pod Paryżem. Po zakończeniu tej podróży ruszył przez Węgry do państwa Polan. W Gnieźnie, gdzie gościnnie przyjął go Bolesław Chrobry, pojawił się najpóźniej w styczniu 997 r. Nie został tu długo. Chciał nawracać pogańskich Prusów. Książę Polan przydzielił mu więc drużynę 30 zbrojnych.
Wyprawa misyjna rozpoczęła się w marcu, ale Biskup zatrzymał się w Gdańsku, nawracając wielu ludzi, którzy dotąd żyli w pogaństwie. Stamtąd, w pierwszej połowie kwietnia, wypłynął łodzią przez Pregołę na tereny zamieszkane przez Prusów (dzisiejsza północno-wschodnia Polska i obw. kaliningradzki). Towarzyszył mu przyrodni brat, zakonnik Radzim i mnich Bogusza.
Na brzegu Wojciech oddalił zbrojnych, przeczuwając, że mogą źle usposobić pogan. Od początku napotykał opór. Nie poddawał się nawet wtedy, gdy kazano mu opuścić ziemię Prusów. W dwunastym dniu misji, 23 kwietnia, duchowni zostali zaatakowani. Wojciecha przebił włócznią pruski kapłan. Właśnie w rocznicę tego wydarzenia Kościół wspomina postać Świętego. Głowa Biskupa Pragi oraz jego członki zostały odrąbane od ciała i wbite na pal. Towarzyszy Męczennika wypuszczono, w nadziei uzyskania okupu za ciało. Rzeczywiście, Chrobry wykupił je za tyle złota, ile ważył Męczennik.
Święty Wojciech został kanonizowany już w dwa lata później przez papieża Sylwestra II. Jednocześnie stał się głównym patronem nowo utworzonej archidiecezji gnieźnieńskiej. Już po śmierci połączył dwóch ze swoich licznych przyjaciół - cesarza Ottona i księcia Bolesława. Spotkali się przy jego grobie w marcu roku 1000, by rozmawiać o koncepcji nowej, pokojowej Europy, połączonej współpracą poszczególnych krajów.
Europejczyk prawdziwy
Andrzej Babuchowski
Dziś, gdy w słowach Europa, Europejczyk, europejski, powtarzanych aż do znudzenia, dostrzegamy głównie sens polityczno-gospodarczy, z mroku dziejów wyłania się postać przypominająca o znacznie głębszym wymiarze europejskości.
W 1997 roku obchodziliśmy uroczyście tysiąclecie męczeńskiej śmierci św. Wojciecha - misjonarza, biskupa, zakonnika, uczonego, poety. Był przyjacielem zarówno cesarza, jak i ludzi ubogich, pokrzywdzonych.
Chluba narodu
Urodzony około roku 956 w miejscowości Libice we wschodnich Czechach, w siedzibie książęcego rodu Sławnikowiców, już jako mały chłopiec miał szczęście trafić na wybitnego protektora. Właśnie w Libicach w roku 961 zatrzymał się na krótko biskup Adalbert, który jedenaście lat później, jako arcybiskup Magdeburga, przyjmował u siebie Wojciecha, rozpoczynającego w stolicy Saksonii swoją zagraniczną, dziś powiedzielibyśmy - europejską - edukację.
Magdeburg był wówczas bardzo silnym ośrodkiem kultury: oprócz szkoły klasztornej istniała tam elitarna szkoła biskupia, w której kształciło się młode pokolenie książąt słowiańskich z ziem położonych po prawej stronie Łaby. Arcybiskup troskliwie zaopiekował się Wojciechem, dał mu na bierzmowanie swoje imię, i dlatego w wielu miejscach Europy Zachodniej chluba czeskiego rodu czczona jest pod obco dla nas brzmiącym imieniem Adalbert.
Ambitne plany
Późniejszy patron Czech, Polski i Węgier żył w czasach nazywanych przez historyków epoką renesansu ottońskiego, od imienia cesarza Ottona III, który zamierzał odbudować dawną potęgę rzymskiego imperium, opartą jednak na fundamencie wiary chrześcijańskiej. Otton gotów był porzucić dotychczasową ekspansywną politykę Cesarstwa Niemieckiego na rzecz utworzenia uniwersalistycznej federacji samodzielnych państw, uznających autorytet rzymskiego cesarza oraz papieża. Obok rzeszy niemieckiej istniały już bowiem nowe organizmy państwowe, które potrafiły obronić swoją suwerenność. Główne natchnienie dla swoich idei Otton III czerpał przede wszystkim ze słynnego dzieła św. Augustyna "O Państwie Bożym".
Z ambitnymi planami cesarza zbiegły się wielkie ruchy reformatorskie w Kościele. Szczególną rolę odegrało opactwo Benedyktynów w Cluny. W czasie licznych wędrówek po Europie św. Wojciech spotkał się m.in. z opatem Cluny, Majolem, oraz biskupem Gerardem z Tuluzy, czołowymi przedstawicielami reformy monastycznej. Pod ich wpływem przyjął ascezę jako najdoskonalszą drogę do osiągnięcia zbawienia wiecznego. Z Italii do Pragi wrócił niemal jak prawdziwy mnich, tyle że w biskupich szatach, zaś do katedry na wzgórzu hradczańskim wkraczał boso, z opuszczoną głową, nie zważając na entuzjastyczne powitania tłumu.
Rozmawiali do późna
- Jak wytłumaczyć - zastanawia się prof. Paweł Strzelczyk - ogromną siłę oddziaływania Wojciecha na niemal wszystkich, z którymi się spotykał? Na Ottona III, Stefana Wielkiego, Bolesława Chrobrego, a w gruncie rzeczy chyba także na Bolesława II czeskiego?
I próbuje odpowiedzieć: - Wojciech oddziaływał na współczesnych przede wszystkim siłą charakteru i tymi cechami, które wówczas były rzadkością, zwłaszcza w sferach, z których Wojciech się wywodził i wśród których się obracał.
Przyjaźń między św. Wojciechem a cesarzem trwała aż do męczeńskiej śmierci Sławnikowica, i była bardzo głęboka. Otton odwiedzał Wojciecha już wcześniej, gdy ten przebywał w Rzymie, w benedyktyńskim klasztorze św. Aleksego. Jak piszą biografowie, również w czasie pobytu młodego biskupa w Moguncji cesarz poświęcał mu wiele czasu. Rozmawiali ze sobą niemal codziennie, do późna w nocy, o zaletach życia zakonnego, o chrześcijańskiej pokorze i marności dóbr doczesnych. Marzycielska i żarliwa natura Ottona skłonna była do mistycyzmu. Zdarzały się chwile, że odkładał koronę, zdejmował szaty i siadał u stóp braci mnichów, aby uczyć się od nich skromności i pokory. Marzył o zjednoczeniu Europy, a jednocześnie miał świadomość znikomości ziemskich potęg.
Kamienna studnia
- Święty Wojciech to mąż pokory, mąż krzyża - zauważa znany czeski teolog ks. Tomáš Halík. - W epoce rozkwitu bogactwa i świeckiej władzy Kościoła wkroczył bosymi nogami na swą stolicę biskupią na znak pokory i miłości do ubogiego Chrystusa. (...) Te bose nogi są wielkim testamentem dla naszych biskupów i naszego Kościoła.
W Rzymie na Isola Tiberina w kościele pw. św. Bartłomieja można oglądać niezwykły zabytek sztuki rzeźbiarskiej. Pośrodku schodów wiodących do głównego ołtarza stoi okrągły kamienny słup, wewnątrz wydrążony, a z zewnątrz ozdobiony płaskorzeźbami przedstawiającymi cztery postacie: Chrystusa, św. Bartłomieja, św. Wojciecha i cesarza Ottona. Jest to kamienna studnia z końca X wieku, na której znajduje się najstarszy w dziejach wizerunek św. Wojciecha w mnisim habicie, przepasanego paliuszem, z pastorałem w prawej ręce i księgą Pisma Świętego w lewej.
Ta studnia ma wielkie znaczenie historyczne i symboliczne zarazem, ponieważ w kapitalnym skrócie pokazuje Ottonową koncepcję zjednoczonej Europy. Położenie kościoła nawiązywało do faktu narodzin św. Wojciecha dla nieba. Jak wiadomo, zginął on przy ujściu Wisły, nad brzegiem morza, do którego wrzucono ciało. Rzymska świątynia otoczona wodami Tybru kojarzyła się z miejscem męczeńskiej śmierci Sławnikowica (podobny charakter miały także inne kościoły, zbudowane przez Ottona III ku czci praskiego biskupa, np. nad jeziorkiem w Subiaco czy na morskiej wyspie Pereum niedaleko Rawenny). Również faktowi wybudowania kościoła nad studnią cesarz przypisywał mistyczny sens. Oto ciało świętego męczennika, które leżało w wodzie, przyczyniło się do uświęcenia wszelkiej wody. W dodatku woda studzienna od czasu spotkania Chrystusa z Samarytanką przy studni Jakubowej stała się symbolem Słowa Bożego. Woda gasi pragnienie ciała, natomiast pragnienie prawdy o zbawieniu może być ugaszone jedynie Słowem Bożym, głoszonym przez apostołów oraz misjonarzy, czyli też apostołów, tyle że współczesnych.
Nie władza, lecz wzorce
Wydaje się, że zarówno św. Wojciech, jak i jego przyjaciel Otton, a także ówczesny papież Sylwester II daleko wyprzedzali swoją epokę. ”Zaszczepiali oni tamtej Europie - pisał przed kilku laty Stefan Bratkowski - ideę zapewne przedwczesną, którą ich epoka odrzuciła. Nie przegrali jednak - po tysiącu lat myśl ta zwycięża. (...) Chrześcijaństwo prawdziwe warte jest najwyższych poświęceń. Chrześcijaństwo; nie władza, lecz wzorce. Nie rządy, lecz współdziałanie ludzi dobrej woli”.
Czyż ta właśnie idea, którą symbolizuje kamienna studnia sprzed tysiąca lat, nie legła u podstaw koncepcji zjednoczonej Europy - koncepcji, o jakiej marzyli jej wielcy ojcowie, Francuz - Robert Schuman, Włoch - Alcide de Gasperi i Niemiec - Konrad Adenauer?
Św. Wojciech – święty trzech narodów
Do św. Wojciecha przyznają się trzy kraje i narody: Polska, Czechy i Węgry. W Czechach urodził się i był biskupem Pragi, stolicy państwa; w Polsce poniósł śmierć męczeńską i tu spoczęły jego śmiertelne szczątki; Węgry kilka razy nawiedzał i miał udzielić sakramentu bierzmowania św. Stefanowi.
Początki narodu polskiego przekazał pamięci bł. Wincenty Kadłubek. Mitologiczne postacie: Wandy, Krakusa, Popielą i Piasta muszą zawierać część prawdy. Nauka jednak nie zdołała dotąd odsłonić ich bliższych realiów.
O jakimś wpływie chrześcijaństwa przed rokiem 966 zdają się świadczyć: opowieść o tajemniczych postaciach, obecnych przy postrzyżynach syna Piasta, czy list św. Metodego do księcia Wiślan, zawierający nawet groźby, gdyby książę przyjęciu nowej wiary się opierał. Na sto lat przed przyjęciem Chrztu przez naród polski wydaje się rzeczą prawie pewną, że Kraków, który wówczas był w obrębie państwa morawskiego, był już chrześcijański, i nie jest wykluczone, że miał nawet własnego w obrządku słowiańskim biskupa.
Wypadało wspomnieć o tych pradziejach naszych. Wojciech bowiem biskup jest pierwszym świętym, który wkracza w historyczne dzieje Polski.
Lata dziecięce, lata chłopięce
Urodził się ok. 956 roku w Libicach, w Czechach, u ujścia Cydliny do Łaby. Ojciec jego, Sławnik, był głową możnego rodu, spokrewnionego nawet z dynastią saską, panującą wówczas w Niemczech. Matka bowiem Sławnika a babka św. Wojciecha miała być rodzoną siostrą króla Niemiec, Henryka I (f 936). Matka św. Wojciecha, Strzeżysława, pochodziła również ze znakomitej rodziny, być może z Przemyślidów, którzy wówczas rządzili państwem czeskim. Św. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów księcia Sławnika. W najstarszym rękopisie imię jego brzmi: Wojetech.
Posiadamy aż trzy żywoty św. Wojciecha, sięgające jego czasów. W hagiografii starożytnej jest to rzecz nader rzadka. Są nimi: „Żywot”, napisany ok. 999 roku w związku z kanonizacją prawdopodobnie przez Jana Kanapariusza, mnicha opactwa benedyktyńskiego na Awentynie w Rzymie na podstawie ustnych relacji świadków - Radzima i Benedykta. „Żywot” drugi wyszedł z rąk św. Brunona z Kwerfurtu ok. 1002-1004 roku w dwóch wersjach - dłuższej i krótszej. Wreszcie „Pasio”, czyli opis śmierci, napisany zapewne w Polsce w wieku XI, a znaleziony w bibliotece klasztoru w Tegensee. Nadto posiadamy wzmianki: w „Kronice” Thietmara, w „Rocznikach” kwedlinburskich, hildesheimskich itp. Ok. 1127 roku powstały słynne „drzwi gnieźnieńskie”, żywot naszego świętego wykonany w spiżu w 18 scenach. Wreszcie w latach 1260-1295 zostały spisane „Cuda św. Adalberta”. Jak samo imię świadczy - „pociecha wojów” - w planach pierwotnych ojca miał być Wojciech rycerzem.
O przeznaczeniu św. Wojciecha do stanu duchownego według biografów zdecydowała choroba dziecka. Rodzice złożyli ślub, że gdy syn wyzdrowieje, będzie oddany Bogu na służbę. Wykluczyć tego nie można. Wszakże wydaje się, że przyczyna była inna. Taki był po prostu zwyczaj w owych czasach, że gdy rodzina można miała więcej synów czy córek, przeznaczała ich do stanu duchownego na opatów, ksienie czy biskupów. Uważano, że stanowiska świeckie i kościelne należą się potomkom możnych rodów. „Kroniki” chwalą matkę za wielką jej pobożność, a ojca za szczodrobliwość. Tymi zaletami będzie wyróżniał się także ich syn.
W latach 1969-1971 odkryto w Libicach ślady drewnianej budowli zamkowej, połączonej galerią z kościołem. Świadczyłoby to, że dwór miał również swojego kapelana. Zamek był zawsze rojny, gdyż zwyczajem średniowiecznym na dworach zatrzymywały się wszelkiego rodzaju poselstwa. Tu decydowały się losy państwa. Osobnych gmachów na parlamenty czy ministerstwa nie znano wówczas.
W 968 roku papież Jan XIII, dzięki inicjatywie cesarza Ottona I, ustanowił w Magdeburgu metropolię jako biskupstwo misyjne dla nawracania Słowian zachodnich. Pierwszym arcybiskupem tegoż miasta został św. Adalbert (+ 981), który poprzednio był opatem benedyktyńskim w Weissenburgu (Alzacja). Pod jego to opiekę został wysłany św. Wojciech jako 16-letni młodzieniec w 972 roku. Na dworze metropolity kształcił się w szkole katedralnej, pod czujnym okiem znanego uczonego, Otryka. Tu się też przygotowywał przez długich 10 lat (972-981) do swoich przyszłych duchownych obowiązków. Tam też otrzymał sakrament bierzmowania. Z wdzięczności dla metropolity przybrał sobie jego imię i jako Adalbert figuruje we wszystkich dotąd dokumentach. Pod tym również imieniem znany jest na Zachodzie.
Św. Adalbert był już przedtem znany rodzinie Sławnika. Kiedy bowiem był jeszcze opatem w Weissenburgu, Otton I wysłał go w poselstwie na Ruś. Wtedy to w drodze zatrzymał się na dworze Sławnika, ojca św. Wojciecha, gościnnie podejmowany (961).
Biografie wspominają, że do św. Wojciecha dołączył się również później jako młodszy, przyrodni brat, Radzim. Mieli do dyspozycji własną służbę. Ojciec hojnie zaopatrywał wszystkie potrzeby synów. Nauczycielem w szkole katedralnej był Otryk, sławny z uczoności i wymowy. On też szkołę postawił na wysokim poziomie. Jednak najwięcej w pamięci św. Wojciecha wyrył się sam arcybiskup, który prowadząc życie pełne blasku dworskiego, będąc pierwszą osobą po cesarzu, czuł się jednak zawsze mnichem i osobiście wiódł ascetyczny tryb życia.
Do Pragi wrócił św. Wojciech po 10 latach pobytu w Magdeburgu. (972-981) po śmierci metropolity św. Adalberta. Zastał w Pradze pierwszego biskupa łacińskiego Pragi i Czech, Dytmara, który od roku 973 rządził diecezją. Był Niemcem i zależał od metropolii w Moguncji. Krajem rządził wówczas Bolesław II Pobożny. Siostra jego Mlada była opatką w klasztorze Św. Jerzego, brat zaś księcia Bolesława był zakonnikiem, benedyktynem, w Ratysbonie. Kiedy Wojciech wrócił do Czech, miał już 25 lat. Był subdiakonem. W Pradze przyjął resztę święceń (981).
Drugi z kolei biskup Pragi
W styczniu roku 982 umiera biskup Dytmar. Wojciech był świadkiem jego śmierci i kajania się, że był pasterzem złym, chociaż kronikarze piszą, że był biskupem pobożnym i gorliwym. Zjazd w Lewym Hradcu pod przewodnictwem księcia Bolesława wytypował na następcę Dytmara, św. Wojciecha. Jednak nominację musiał zatwierdzić cesarz. Otton II był zajęty właśnie wyprawą wojenną na południe Italii. Dopiero w roku 983 zwołał sejm Rzeszy do Werony i tam zatwierdził Wojciecha. W tym samym roku dnia 29 czerwca odbyła się także konsekracja św. Wojciecha na biskupa, której dokonał metropolita Moguncji, św. Willigis (+ 1011). Tak więc św. Wojciech był pierwszym biskupem narodowości czeskiej w Czechach.
Św. Wojciech wszedł do swojej biskupiej stolicy, Pragi, boso. Już tym samym wykazywał jasno, jaki będzie jego styl i program pasterski. Miał wtedy zaledwie 26 lat. Hagiografowie świętego są zgodni, że jego dobra biskupie nie były zbyt wielkie. Dzielił je: na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na potrzeby kleru katedralnego i diecezjalnego, na potrzeby własne, które były w tych wydatkach najmniejsze, i na ubogich. Zaopatrywał ich potrzeby i sam ich odwiedzał, słuchał pilnie ich skarg i potrzeb, odwiedzał więzienia a przede wszystkim targi niewolnikami. Praga leżała na szlaku ze wschodu na zachód. Handlem ludźmi zajmowali się Żydzi, dostarczając krajom mahometańskim niewolników. Biograf pisze, że św. Wojciech miał mieć sen pewnej nocy, w którym usłyszał skargę Chrystusa: „Oto ja jestem znowu sprzedany, a ty śpisz?". Scenę tę przedstawia również jeden z obrazów drzwi gnieźnieńskich.
Sytuacja Kościoła w Czechach w owym czasie nie była łatwa. Był on uzależniony od kaprysu możnych i władcy. Stosunek ich był jak łaskawego patrona, opiekuna, do dziecka. Nie mniejsze kłopoty miał św. Wojciech z duchownymi. Wprowadzenie zasad życia wspólnego szło opornie wśród katedralnego duchowieństwa. Św. Bruno z Kwerfurtu stwierdza, że „duchowni żenili się jawnie”. Możnych zraził sobie św. Wojciech przypomnieniem zakazu wielożeństwa, gromieniem za wiarołomność oraz za związki małżeńskie z krewnymi. Nie liczono się ze świętami, łamano posty. Coraz bardziej nękało serce biskupa, co powiedział przed śmiercią biskup Dytmar: „Niczego innego nie znają, ani nie czynią, jeno to, co palec szatański napisał w ich sercach”.
Kiedy spostrzegł się Święty, że jego napomnienia są daremne, że żadnej nie ma poprawy, a złe obyczaje dalej się szerzą, po pięciu latach rządów (983-988) postanowił opuścić niewdzięczną stolicę, by przynajmniej nie mieć odpowiedzialności za winy swojego narodu. Najpierw udał się Święty do Moguncji, do metropolity św. Willigisa po poradę. Arcybiskup pełnił wtedy równocześnie funkcję kanclerza państwa. Następnie skierował swoje kroki, za jego zgodą, do Rzymu, aby u papieża szukać rady i prosić o zwolnienie z obowiązków. Od cesarzowej Konstantynopola, Teofano, otrzymał znaczny zasiłek w srebrze, by po zrzeczeniu się biskupstwa miał na swoje utrzymanie. Święty rozdał srebro między ubogich a orszak biskupi odprawił do Czech. Kiedy w drodze w Rawennie ktoś go zapytał, dlaczego nie niesie ze sobą insygni biskupich, odparł: „Łatwiej jest nieść pastorał, ale trudniej zdać liczbę z włodarzenia”.
Mnich benedyktyński
Papież Jan XV, przyjął z miłością udręczonego biskupa Pragi. Nie zwolnił go wprawdzie z obowiązków, ale pozwolił mu na czas pewien od nich się oddalić. Postanawia zatem św. Wojciech udać się pieszo z bratem Radzimem do Ziemi Świętej jako pielgrzym. Kiedy był w drodze na Monte Cassino tamtejsi mnisi chcieli go zatrzymać u siebie, aby wyświęcał ich kościoły i mnichów na kapłanów. Byli bowiem wtedy w zatargu z miejscowym biskupem. Święty na to jednak się nie zgodził. Udał się więc dalej na południe do Gaety. W pobliżu miasta zatrzymał się, gdzie spotkał się ze słynnym mnichem bazyliańskim, św. Nilem. Ten poradził mu, aby wstąpił do benedyktynów w Rzymie. Tak też św. Wojciech uczynił. Przyjął go w opactwie św. Bonifacego i Aleksego na Awentynie przełożony, Leon. Wraz ze swoim bratem, bł. Radzimem, w Wielką Sobotę w roku 990 złożył św. Wojciech profesję zakonną. Żywoty wszystkie podkreślają, że z wielką pokorą wypełniał wszystkie obowiązki zakonne, jakby od dawna był jednym z mnichów. Działo się to w latach 33-36 jego życia. W rządach diecezją praską zastępował tymczasem św. Wojciecha biskup Miśni, Falkold. W charakterze mnicha przebywał św. Wojciech w Rzymie w latach 989-992.
Powrót do Pragi
A jednak św. Wojciechowi nie było danym zażywać błogiego spokoju. Zmarł właśnie jego sufragan i zastępca, Falkold (+ 992). Państwo czeskie uległo pomniejszeniu przez przyłączenie przez Bolesława Chrobrego ziemi krakowskiej. Czesi udali się do metropolity w Moguncji, aby zmusić św. Wojciecha do powrotu. Ten natychmiast przez posłów wysłał dwa listy: do Wojciecha i do papieża. _Był to rok 992. Papież zwołał synod i po naradzie nakazał św. Wojciechowi wracać do Pragi. Św. Wojciech po trzech i pół roku opuścił klasztor, zabrał ze sobą kilkunastu zakonników z opactwa i założył nowy klasztor w Brzewnowie pod Pragą. Biskup zabrał się najpierw do budowy kościołów tam, gdzie były osady ludzkie. Był bowiem zwyczaj, że kościoły były w zasadzie przy grodach możnych panów, którzy nad nimi mieli pieczę. W porozumieniu z księciem wprowadzono dziesięciny, aby Kościołowi w Czechach zapewnić stałe dochody. Dotąd bowiem były one uzależnione od kaprysów możnych. Święty wysłał misjonarzy na Węgry i sam był tam również. Stąd powstała opowieść, że udzielił Chrztu świętego św. Stefanowi, przyszłemu władcy Węgier.
Te jednak obiecujące poczynania zakończyły się niebawem zupełną klęską. Zaważył na tym bezpośrednio następujący wypadek. Na dworze książęcym w Pradze pochwycono na cudzołóstwie kobietę z możnego rodu Werszowców. Urażony śmiertelnie mąż zamierzał ją zabić. Ta jednak schroniła się do św. Wojciecha. Ten udzielił jej azylu w klasztorze benedyktynek, który stał w pobliżu zamku przy kościele Św. Jerzego. Tam jednak wpadli siepacze, wywlekli ofiarę i zamordowali na miejscu. Św. Wojciech rzucił na nich klątwę. W akcie zemsty Werszowcowie napadli na Libice, rodzinny gród św. Wojciecha. Gród spalono, ludność zapędzono w niewolę, wymordowano czterech braci św. Wojciecha wraz z ich rodzinami - to jest żonami i dziećmi. Działo się to 28 września 995 roku. Ocalał tylko najstarszy brat św. Wojciecha, Sobiebór, który w tym czasie był poza granicami Czech. Sytuacja była tak gorąca, że Święty nie był pewny nawet swojego życia. Złamany tym wszystkim po niecałych zaledwie trzech latach, św. Wojciech udaje się potajemnie ponownie do Rzymu, gdyż jawnie by mu nie pozwolono. Na Awentynie przyjęto go serdecznie. Papież również okazał mu dużo życzliwości. Był rok 995.
Biskup misyjny w Polsce
Spokój jednak nie był mu dany. W kwietniu 996 roku umiera na wygnaniu Jan XV. W początkach maja przyjeżdża do Rzymu Otto III. Wprowadza na tron papieski swojego krewnego, który przyjął imię Grzegorza V. Dnia 21 maja tegoż roku tenże papież Grzegorz koronuje Ottona na cesarza rzymskiego. Dnia 25 maja odbył się w Rzymie synod, na którym metropolita Moguncji św. Willigis, oskarżył św. Wojciecha, że bezprawnie opuścił swoją stolicę. Synod odbyty w Rzymie pod przewodnictwem papieża nakazał Świętemu pod grozą klątwy powrót. Tak więc św. Wojciech udaje się do Moguncji, czekając na decyzję cesarza, który tylko siłą mógł wprowadzić św. Wojciecha do Pragi, zbuntowanej przeciwko swojemu pasterzowi. Z tej okazji spotkali się mężowie i powstała między nimi wielka przyjaźń. Ponieważ cesarz zwlekał jednak z wyprawą orężną, czekał, że Czesi sami uznają swoją winę, skorzystał św. Wojciech z okazji i odwiedził Francję a w niej jako pielgrzym nawiedził grób: św. Marcina w Tours, św. Benedykta we Fleury i św. Dionizego w Saint-Denis pod Paryżem. Kiedy zaś nadal powrót św. Wojciecha był niemożliwy, udał się do Polski z silnym postanowieniem oddania się pracy misyjnej wśród pogan. Było to późną jesienią 996 roku. Cesarz Otto III wyraził zgodę, kiedy Czesi przysłali św. Wojciechowi odpowiedź, że nie godzą się na jego powrót.
Król polski, Bolesław Chrobry, bardzo się ucieszył na wiadomość, że do Polski ma przybyć św. Wojciech. Słyszał o nim wiele od jego rodzonego brata, Sobiebora, któremu udzielił schronienia. Chciał go zatrzymać u siebie jako pośrednika w misjach dyplomatycznych. Kiedy jednak Święty stanowczo odmówił i wyraził chęć pracy wśród pogan, wtedy powstała myśl nawrócenia Wieletów na zachodzie. Trwała jednak w tym czasie wojna. Wobec tego powstała myśl urządzenia wyprawy misyjnej do Prus. Bolesław Chrobry dał św. Wojciechowi do osłony 30 wojów. Towarzyszył biskupowi tylko jego brat, bł. Radzim, i subdiakon Benedykt Bogusza, który znał język pruski i mógł Świętemu służyć za tłumacza. Było to wczesną wiosną 997 roku. Św. Wojciechowi przypisuje się, że założył pierwszy klasztor benedyktyński na ziemiach polskich. Który był to klasztor, jednak nie wiemy. Za fundatora swojego uważają bowiem św. Wojciecha następujące opactwa w: Międzyrzeczu, Trzemesznie i w Łęczycy (Tum).
Śmierć męczeńska
Wisłą udał się św. Wojciech do Gdańska, gdzie przez kilka dni głosił Ewangelię tamtejszym Pomorzanom. Stąd udał się św. biskup w dalszą drogę. Ponieważ były wiosenne roztopy, dlatego jadąc morzem, znaleźli się zapewne przy ujściu Pregoły. Aby nie nadawać swojej misji charakteru wojennej wyprawy, Święty oddalił żołnierzy. To okazało się zgubnym. Niedługo bowiem potem tłum dziki otoczył ich i zaczął im złorzeczyć. Ktoś nawet uderzył wiosłem w plecy biskupa, aż mu brewiarz wypadł z rąk. Kiedy św. Wojciech spostrzegł się, że Prusy ani myślą o nawróceniu się, postanowił zakończyć misję powrotem do Polski. Prusowie szli za nim. Miejsca męczeńskiej śmierci nie udało się uczonym dotąd zidentyfikować. Mogło to być w okolicy Elbląga lub Tękit (Tenkitten) jak sądzą inni. Dnia 23 kwietnia 997 roku w piątek o świcie uzbrojony tłum Prusaków otoczył trzech misjonarzy: św. Wojciecha, bł. Radzima i subdiakona Benedykta Boguszę. Rzucono się na trzech misjonarzy i związano ich. Zaczęto bić św. Wojciecha i zawleczono go na pobliski pagórek. Tam kapłan pogański zadał mu pierwszy cios śmiertelny. Potem 6 włóczni przebiło mu ciało. Odcięto głowę Męczennika i wbito ją na żerdź. Przy zwłokach pozostawiono straż. W chwili zgonu miał św. Wojciech 41 lat.
Kult
Po pewnym czasie wypuszczono na wolność bł. Radzima i kapłana Benedykta z propozycją dla króla Polski oddania ciała św. Wojciecha za dobrym okupem. Tak się też stało. Król Polski sprowadził je najpierw do Trzemeszna, a potem uroczyście do Gniezna. Cesarz Otto III na wiadomość o śmierci męczeńskiej przyjaciela, podobnie natychmiast zawiadomił o niej papieża z prośbą o kanonizację, jak to uczynił papież Sylwester II odnośnie św. Ulryka, biskupa, w roku 993. Była to pierwsza w dziejach Kościoła kanonizacja, ogłoszona przez papieża, gdyż dotąd ogłaszali ją biskupi miejscowi. Na żądanie papieża sporządzono najpierw spisanie żywota świętego Wojciecha na podstawie zeznań naocznych świadków: bł. Radzima i Benedykta. Na jego podstawie papież jeszcze przed rokiem 999 dokonał uroczystego ogłoszenia Wojciecha świętym. Dzień święta wyznaczył papież zgodnie ze zwyczajem na dzień jego śmierci, czyli na 23 kwietnia. Wtedy także zapadła decyzja utworzenia w Polsce nowej, niezależnej metropolii w Gnieźnie, której patronem został ogłoszony św. Wojciech.
W marcu roku 1000 Otto III odbył pielgrzymkę do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie. Historycy opisują dokładnie jej przebieg. Bolesław podejmował cesarza z niezwykłą wspaniałością. Z tej okazji ogłoszono ustanowienie w Gnieźnie metropolii oraz trzech zależnych od niej biskupstw: w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. Otto III opuścił Polskę obdarowany relikwią ramienia Świętego. Część jej umieścił w Akwizgranie, a część na wysepce Tybru w Rzymie, w obu miejscach fundując kościoły pod wezwaniem Św. Wojciecha. Na prośbę prymasa kardynała Augusta Hlonda papież Pius XI podarował miastu Gnieznu relikwię ramienia (1928), która obecnie jest w skarbcu tamtejszej katedry, w bogatym relikwiarzu. W Trzemesznie w skarbcu znajduje się artystyczny relikwiarz ręki św. Wojciecha w formie urny.
Utworzona w roku 1010 metropolia w Ostrzychomiu na Węgrzech, otrzymała za patronów: Najświętszą Maryję Pannę i św. Wojciecha. W roku 1038 najeżdża Polskę książę czeski Brzetysław, korzystając z chaosu, jaki wówczas panował. Według kronikarza czeskiego, Kośmy, żyjącego przeszło 60 lat po tych wydarzeniach, miał Brzetysław dotrzeć do Gniezna i zabrać ze sobą relikwie: św. Wojciecha, bł. Radzima i św. 5 Braci Kamedułów. W uroczystej procesji złożono je w katedrze św. Wita, gdzie są do dnia dzisiejszego po prawej stronie głównego ołtarza.
„Roczniki Polskie” w roku 1127 zapisują fakt znalezienia w Gnieźnie relikwii głowy Świętego. Umieszczono ją w bogatym relikwiarzu. W roku 1923 została skradziona i zaginęła. Praga świadczy, że w roku 1143 znalazła także głowę Świętego. Według podania zostały relikwie św. Wojciecha ukryte przed napastnikami. Brzetysław miał zabrać z katedry tylko ich część, która była w ołtarzu. Są czczone we wspaniałym grobowcu w katedrze gnieźnieńskiej. Jak więc jest faktycznie? Sprawy dotąd definitywnie nie wyjaśniono, gdzie są autentyczne relikwie św. Wojciecha: w Gnieźnie, czy w Pradze.
Św. Wojciech jest głównym patronem Polski. Dlatego w Polsce jego święto obchodzi się jako uroczystość. Jest to więc święto stopnia najwyższego, jakie zna ostatnia reforma świąt i roku liturgicznego. Nadto św. Wojciech jest głównym patronem diecezji: gnieźnieńskiej, gdańskiej, koszalińsko-kołobrzeskiej i warmińskiej.
W 1600 roku hetman Jan Zamoyski odniósł nad Włochami świetne zwycięstwo. Było to wdniu „Przeniesienia relikwii św. Wojciecha” (20 X). Na podziękowanie Panu Bogu za to zwycięstwo, jak przypuszczał odniesione za wstawiennictwem św. Wojciecha, a w bazylice gnieźnieńskiej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zawiesił 95 zdobytych chorągwi.
W Akwizgranie w kościele Św. Wojciecha, wystawionym przez cesarza Ottona III, jest srebrna herma Męczennika z częścią jego relikwii.
W 1113 roku Bolesław Krzywousty urządził pielgrzymkę pokutną do Gniezna, aby wynagrodzić Panu Bogu za okrutne morderstwo, jakiego dopuścił się na własnym bracie, Zbigniewie. Z tej okazji sprawił dla relikwii Biskupa złotą trumienkę, wykładaną drogimi kamieniami i perłami.
W 1285 roku arcybiskup Jakub Świnka na synodzie w Łęczycy wydał zarządzenie, aby żywot św. Wojciecha był czytany przynajmniej raz w roku we wszystkich kościołach katedralnych i konwentualnych.
Ku czci św. Wojciecha św. Otton z Bambergu wystawił kościoły w: Szczecinie i Woliniew latach 1124-1125.
Ku czci św. Wojciecha zostały zrobione słynne drzwi gnieźnieńskie, na których w 18 obrazach-płaskorzeźbach, wykonanych w brązie są przedstawione sceny z życia św. Wojciecha. Drzwi gnieźnieńskie pochodzą z wieku XII.
W 1851 roku powstał wśród katolików warmińskich Związek Św. Wojciecha, który miał za cel: troskę o wychowanie i nauczanie katolickie, uciśnione przez protestancki rząd niemiecki.
Wizerunek św. Wojciecha widnieje w herbie miast: Trzemeszna i Radzionkowa.
Sanktuaria św. Wojciecha
Praga. Są tam relikwie św. Wojciecha, zagrabione przez Brzetysława w 1038 roku. Znajdują się one w relikwiarzu, który jest na ołtarzu w katedrze Św. Wita, tuż przy grobowcu św. Jana Nepomucena. Dzisiaj św. Wojciech nie odbiera w Pradze czci szczególnej. Rzadko można napotkać kogoś, kto by przed relikwiami wielkiego biskupa i męczennika się modlił.
Gniezno. Jak widzieliśmy Polska otaczała i otacza nadal św. Wojciecha szczególną miłością jako tego, który pierwszy zrosił jej ziemię swoją męczeńską krwią. Co roku w uroczystość św. Wojciecha ściągają liczne rzesze pątników, aby pod przewodnictwem całego Episkopatu Polski modlić się za Ojczyznę.
Kult rozwija się w dzielnicy Gdańska „Święty Wojciech”. Według podania Święty w drodze do Gdańska tu się zatrzymał kilka dni, tu nauczał Pomorzan i tu chrzcił. Stąd również miano przenieść jego ciało do Trzemeszna a potem do Gniezna.
Powiedzieli, napisali
Jan Kanapariusz: „Lecz koń, którego dosiadał, ani nie biegł rączo, jak zwykle parskające konie, ani nie miał uzdy błyszczącej złotem i srebrem, lecz na sposób chłopski okiełznany sznurem konopnym, szedł według woli jeźdźca. Przybyli do świętego miasta Pragi, gdzie niegdyś sławny książę Wacław rządził i służąc Bogu chwalebny żywot pędził, potem jednak od miecza bezbożnego brata chlubnie poniósł śmierć męczeńską... Tam nowy święty biskup zdejmie obuwie i boso wchodzi do miasta, następnie odmówiwszy z pokornym i skruszonym sercem obowiązkowe modlitwy, ku wielkiej radości mieszkańców wziął w posiadanie tron biskupi”.
Piotr Skarga: „Sława i światłość wielkich narodów, czeskiego, polskiego i węgierskiego, przenajchwalebniejszy mąż, kapłan i męczennik Chrystusów - Wojciech, to jest wojsko cieszący, z narodu onego od sławy nazwanego, słowiańskiego, z Czechów idący - zacnych i z krwią złączonych miał rodziców... Będąc niemowlęciem, gdy zachorował, żałość niemałą rodzicom uczynił, kiedy ci, pragnąc zdrowia jego, pociechy swej doczesnej w nim odstąpili a Panu Bogu go na służbę poślubili, woląc go raczej żywym między sługami kościelnymi widzieć, niż na smutną śmierć jego patrzeć. Gdy zanieśli go na pół umarłego do ołtarza przeczystej Matki Bożej Maryi, prosząc, by Ona na służbę Synowi swemu nowego a maluczkiego sługę zaleciła, wnet dzieciątko ozdrowiało. Znać, iż Anielska i nasza Królowa święta przyczyną swoją i cudem onym, obrała go za sługę wielkiego Panu Bogu” (Żywoty Świętych).
Stanisław Mielczarski: „Dobiega końca wiek X. Wschód europejski wkracza w nową erę. Słowianie i Węgrzy porzucają tłumnie bałwochwalcze kulty i gusła, oblegają kościelne chrzcielnice. Od Odry aż poza Dniepr ustala się chrystiaństwo. W Polsce Bolesław Chrobry krzewi silną ręką chrześcijanizację plemion, wszczętą w pamiętnym roku chrztu Mieszkowego. W Czechach wygasa ostatni opór pogaństwa i utwierdza się charakter życia. Na Węgrzech św. Stefan buduje katedry i murowane kościoły, obok których osiedla chrzczące się madziarskie koczowiska. Potężny św. Włodzimierz umacnia ośrodek cerkiewny w Kijowie i z naciskiem przeprowadza na wiarę Chrystusową wschodni świat słowiański. Na tle tego przewrotu religijnego występuje św. Wojciech jako jeden z wielkich apostołów objawionej prawdy”
Stefan Żeromski: Wiatr od morza (fragmenty)
„Przywdziawszy strój swój biskupi apostoł i dwaj towarzysze - Radzym, Bogusza - podeszli do mieszkań człowieczych. Lecz skoro zakołatali we wrota osiedla, mieszkańcy tłumem wielkim wybiegli i wśród krzyku dzikiego precz ich odpędzili od progu. Jeden z nich, pogański ofiarnik, uderzył biskupa w plecy wiosłem i powalił na ziemie. Odszedłszy tedy z tej niegościnnej osady, przeprawili się na drugi brzeg rzeki i weszli na targowisko, zwane Cholin. Tam jeden z mieszkańców zaprosił ich i do domu swego wprowadził. Na wieść o tym zebrała się wielka liczba ludu pruskiego, natarczywie pytając: - Kim byli? Skąd przybyli? Dlaczego wylądowali w tej stronie? Apostoł przemawiał a Bogusza tłumaczył na mowę temeczną, iż są Słowianami, z ziemi Polan pochodzą, którą Bolesław dla Chrystusa pozyskał. Biskup jest sługą tego, który niebo i ziemię utworzył. Przychodzi zaś, żeby ich wyrwać z rak szatana.
Na te słowa tłum podniósł wielki krzyk, pełen zniewag i bluźnierstw. Wywijano maczugami nad głową przychodniów, tupano nogami, bito pałkami w ziemię grożąc śmiercią, jeśli natychmiast tam, skąd przyszli, nie wrócą. Kunigas Cholina przez usta Boguszy oświadczył: «My i cały nasz kraj mamy swoje prawo i jednym obyczajem żyjemy. Jeśli z pośpiechem nie opuścicie tej ziemi, zginiecie jutro, bo wy według innego prawa żyjecie.
Przynagleni rozkazem wodza i groźbami tłuszczy weszli do łodzi i wrócili na brzeg świeżej Mierzei. W ciągu pięciu dni przebywali w pewnej okolicy a na szósty dzień wczesnym rankiem odeszli stamtąd ku Gdańskowi, w stronę południowo-zachodnią. Około południa wybrnęli z gęstego lasu i na polanie stanęli...
Nie wiedzieli wysłannicy Kościoła, iż miejsce to, na którym Mszę odprawili, było uroczyskiem, poświęconym bogom tego kraju. Na wzgórzu to pod cieniem dębów świętych nie wolno było nikomu a zwłaszcza cudzoziemcowi nogi postawić.
Po skończonym nabożeństwie znużeni wielce posilali się bulwiastymi korzeniami roślin niektórych, przez wiosnę zbudzonych do życia, i smolnym pąkowiem drzew rozkwitających. Potem w strudzeniu swym do snu się kładli...
Z upadku krzyk ludzki apostoła ocucił. Zaiste — radosne obudził w piersi echo. Nadbiegł wielki tłum niosąc oszczepy, koły i kamienie. Otoczyli ze snu zbudzonych wielkim koliskiem. Kapłan pogański, którego brata zabili byli na wojnie Polacy, nadbiegł pierwszy i stanął na czele pościgu. Na jego skinienie tłum związał apostola i jego towarzyszów. Poprowadzono ich na przyległe wzgórze...
Kapłan pogański pierwszy zaciosanym oszczepem uderzył. Za ofiarnikiem inni cisnęli ciężkie włócznie, żerdzie przywleczone z daleka. Siedem ran straszliwych poniósłszy, apostoł śmiertelny sen przyjął pod ciosami. Tłum porąbał na części jego ciało. Części rzucił do wody. Głowę odrąbaną na żerdzi zatknięto...”
Zważony święty
Ile waży święty Wojciech? Pytanie wcale nie jest głupie. Dla króla Bolesława Chrobrego miało znaczenie. Kupił ciało świętego męczennika na wagę.
Właściwie żywot św. Wojciecha to pasmo porażek. Zaczęło się już w dzieciństwie. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem, przeznaczono go do stanu duchownego. Ale gdy rodzice zobaczyli, że rośnie im bardzo przystojny chłopak, nagle zmienili zdanie. Postanowili go ożenić. Zamysł jednak się nie powiódł. Książę Wojciech nagle się rozchorował i... zbrzydł. Wrócili więc do pierwotnej koncepcji. Wojciech wyzdrowiał i znów był przystojny.
Posłali go do szkoły do Magdeburga. Tam się nauczył, na czym polega prawdziwe chrześcijaństwo. Zafascynował się też życiem zakonnym. Gdy wrócił, okazało się, że czeka na niego biskupstwo w Pradze. A wówczas, pod koniec dziesiątego wieku, bycie biskupem oznaczało również uwikłanie w politykę.
„Bardzo to rzecz łatwa i przyjemna nosić infułę na głowie i podpierać się pastorałem, ale straszliwa rzecz pomyśleć o tym, że będzie trzeba zdawać rachunek Najwyższemu Sędziemu za każdą owieczkę” - powiedział biskup Wojciech. Nie chciał być taki jak jego poprzednik, Dytmar. Chciał, żeby Praga przestała być pogańska. I chociaż objęcie przez niego urzędu lud przyjął z entuzjazmem, wkrótce okazało się, że chrześcijański radykalizm młodego biskupa nie wszystkim się podoba.
Uciekł do Rzymu, a gdy skłaniano go do powrotu do Pragi prosił papieża: „Jeśli owce moje słuchać będą wołania głosu mego, chcę żyć i umierać z nimi (...) jeśli nie, abym z twoim przyzwoleniem mógł pójść kazać obcym i dzikim ludom, które nie znają imienia Boga”.
Łatwo się domyślić, co było dalej, skoro Wojciech znalazł się na misjach. Znów padł ofiarą politycznych układów. Był dobrze przygotowany, aby ewangelizować Lutyków (Słowianie mieszkający wówczas między Łabą a Odrą). Jednak Bolesławowi Chrobremu zależało, aby udał się do Prus. Uważał, że chrystianizacja tych terenów, to dobry sposób umocnienia swej pozycji nad Bałtykiem.
Prusowie potraktowali go jak zagrożenie swej tożsamości. Nie czekali, aż rozwinie działalność misjonarską. Ledwie wkroczył na ich ziemie, napadli go i zabili. Jeden z Prusów odciął mu głowę i umieścił na palu zwróconą w stronę Polski. Jako ostrzeżenie.
Młody Bolesław Chrobry się nie przestraszył. Postąpił genialnie. Wykupił ciało męczennika. Zapłacił tyle złota, ile Wojciech ważył. W Gnieźnie, gdzie je z wielką czcią umieścił, powstało centrum pielgrzymkowe, do którego przybył nawet niemiecki cesarz Otton III. A Chrobry ze wszystkich sił popierał starania o kanonizację biskupa i męczennika. Uznał go fundament, na którym można budować mocne europejskie chrześcijańskie państwo i się nie pomylił.